gru
2023
serwis
GRUPA CALOR
Energetyka cieplna
Mścisław F. był urzędnikiem wysokiego szczebla, który odpowiadał za kontrole ekologiczne przedsiębiorstw, głównie specjalizował się w ciepłowniach. Przełożeni chętnie go wysyłali na kontrole, ponieważ zawsze znajdował jakieś niedopatrzenia, przekroczenia norm, błędy, których inni urzędnicy nie zauważali lub ignorowali. Mścisław prowadził w wewnętrznym rankingu biura w ilości wlepionych kar. Właśnie dziś dostał polecenie sprawdzenia spółki U&R CALOR Sp. z o.o. Pół godziny później był już w swoim samochodzie i pewny swego podążał do siedziby spółki.
Wszedł do biura jakby był u siebie. Zawsze tak robił i jak najmniej rozmawiał z pracownikami. Trzy godziny później był już po sprawdzeniu odpowiednich papierów i coś tutaj nie grało, bo nie znalazł nic, żadnych nieścisłości, błędów. Wyglądało na to, że ciepło jest dostarczane odbiorcom prawidłowo, a co najgorsze (dla Mścisława) środowisko naturalne nie było przy tym zatruwane. Nie z nim jednak te numery. To tylko papiery, papier przyjmie wszystko. Pobiegł do samochodu, z którego wyjął jakieś tajemnicze urządzenie. Następnie kazał zaprowadzić się w kluczowe miejsca ciepłowni. Tam rozstawiał sprzęt, patrzył w ekran urządzenia. Niektórzy z pracowników U&R CALOR Sp. z o.o. podobno słyszeli przekleństwa pod nosem Mścisława, gdy oglądał wyniki z ostatniego miejsca, w którym zbierał odczyty. Po wszystkim, powtórzył procedurę, ale z innym urządzeniem, które również woził ze sobą w furgonetce. Niestety (dla Mścisława) i to urządzenie nie wydało z siebie żadnego niepokojącego dźwięku.
Mścisław tracił panowanie nad sobą, żadne z norm nie zostały przekroczone, a co ważniejsze można by je wyśrubować jeszcze bardziej i spółka również by je spełniła. Pozostało mu to, czego najbardziej nie lubił - wejście na kominy i założenie tam swoich czujników. Na bank coś wykażą. Zawsze wykazują, ale trzeba przyznać, że rzadko dochodził do tego etapu kontrolując inne przedsiębiorstwa. Zabezpieczony liną, wchodził powoli po drabinie na szczyt komina. Gdy już dostał się na górę, rozmieścił czujniki i zszedł, by czym prędzej uruchomić odpowiedni program w swoim służbowym laptopie. Nic. Cisza. Zielony ekran. Żadnego alarmu. Nie wierzył w to, co widział. To naprawdę spółka, która dba o środowisko naturalne i po prostu nie zatruwa go. Nie tak miało być.
Krążą słuchy, że po tej kontroli Mścisław przestał prowadzić w wewnętrznym rankingu biura, a także udał się na półroczny bezpłatny urlop, który spędził w Bieszczadach.
Wszedł do biura jakby był u siebie. Zawsze tak robił i jak najmniej rozmawiał z pracownikami. Trzy godziny później był już po sprawdzeniu odpowiednich papierów i coś tutaj nie grało, bo nie znalazł nic, żadnych nieścisłości, błędów. Wyglądało na to, że ciepło jest dostarczane odbiorcom prawidłowo, a co najgorsze (dla Mścisława) środowisko naturalne nie było przy tym zatruwane. Nie z nim jednak te numery. To tylko papiery, papier przyjmie wszystko. Pobiegł do samochodu, z którego wyjął jakieś tajemnicze urządzenie. Następnie kazał zaprowadzić się w kluczowe miejsca ciepłowni. Tam rozstawiał sprzęt, patrzył w ekran urządzenia. Niektórzy z pracowników U&R CALOR Sp. z o.o. podobno słyszeli przekleństwa pod nosem Mścisława, gdy oglądał wyniki z ostatniego miejsca, w którym zbierał odczyty. Po wszystkim, powtórzył procedurę, ale z innym urządzeniem, które również woził ze sobą w furgonetce. Niestety (dla Mścisława) i to urządzenie nie wydało z siebie żadnego niepokojącego dźwięku.
Mścisław tracił panowanie nad sobą, żadne z norm nie zostały przekroczone, a co ważniejsze można by je wyśrubować jeszcze bardziej i spółka również by je spełniła. Pozostało mu to, czego najbardziej nie lubił - wejście na kominy i założenie tam swoich czujników. Na bank coś wykażą. Zawsze wykazują, ale trzeba przyznać, że rzadko dochodził do tego etapu kontrolując inne przedsiębiorstwa. Zabezpieczony liną, wchodził powoli po drabinie na szczyt komina. Gdy już dostał się na górę, rozmieścił czujniki i zszedł, by czym prędzej uruchomić odpowiedni program w swoim służbowym laptopie. Nic. Cisza. Zielony ekran. Żadnego alarmu. Nie wierzył w to, co widział. To naprawdę spółka, która dba o środowisko naturalne i po prostu nie zatruwa go. Nie tak miało być.
Krążą słuchy, że po tej kontroli Mścisław przestał prowadzić w wewnętrznym rankingu biura, a także udał się na półroczny bezpłatny urlop, który spędził w Bieszczadach.