
sie
2023
serwis

Szpital Powiatowy w Zawierciu
Zmieniamy się dla was
Janek szedł dziwną alejką, na której otaczał go kolor fioletowy. Fioletowa poświata czy też mgła unosiła się mniej więcej do pasa, nie widział więc swoich nóg, ani stóp. Nie licząc poświaty wytyczającej mu drogę, wokoło było ciemno. Nie widział żadnego drzewa, żadnej drogi, krzaków czy trawy, żadnych zabudowań czy jeżdżących samochodów. Nie widział też ludzi ... a chwilkę - rozejrzał się na boki i dopiero wtedy zobaczył innych pacjentów idących podobnymi drogami, jak jego, tyle że miały inny kolor.
Dziwne to było miejsce i coś w środku podpowiadało mu, że powinien zachowywać się jak żołnierz na polu bitwy. Jego natomiast przepełniał go spokój. Niczego się nie bał, niczym się nie denerwował, nie odczuwał stresu. Czerpał wręcz radość z tej prostej czynności, jaką był powolny spacer we fioletowej poświacie. Nie wiedział tylko dokąd idzie, ale widział, że musi iść. Czas też jakby nie istniał. Nie wiedział ile już tak idzie, ani ile minut czy godzin będzie jeszcze szedł.
Nagle, na końcu drogi zobaczył bardzo jasne światło. Teraz nie wiedział już, czy to on się do niego zbliża, czy to światło jest coraz bliżej niego. Gdy światło uderzyło w niego takim blaskiem, że musiał zasłaniać oczy, zobaczył pięć aniołów, które otoczyły go nie wiadomo kiedy. Zauważył, że uśmiechały się do niego, jak gdyby chciały powiedzieć "nic się nie martw, wszystko jest w porządku". Nagle, światło zaczęło powoli gasnąć, a anioły zaczęły przybierać formę ludzi w zielonych maskach i czepkach na głowie. Dlaczego więc widział ich uśmiech? Każdy z otaczających go ludzi patrzył na niego z troską, a gdy fioletowa poświata gdzieś zniknęła, jedna z osób powiedziała:
- Panie Janku, słyszy mnie Pan? Wszystko jest w porządku, operacja się udała. Napędził nam Pan niezłego stracha, ale daliśmy radę.
Teraz dopiero poznał głos profesora. Już wiedział, gdzie się znajduje i co się stało. Wiedział też, że wrócił z najdłuższej podróży w swoim życiu.
Dziwne to było miejsce i coś w środku podpowiadało mu, że powinien zachowywać się jak żołnierz na polu bitwy. Jego natomiast przepełniał go spokój. Niczego się nie bał, niczym się nie denerwował, nie odczuwał stresu. Czerpał wręcz radość z tej prostej czynności, jaką był powolny spacer we fioletowej poświacie. Nie wiedział tylko dokąd idzie, ale widział, że musi iść. Czas też jakby nie istniał. Nie wiedział ile już tak idzie, ani ile minut czy godzin będzie jeszcze szedł.
Nagle, na końcu drogi zobaczył bardzo jasne światło. Teraz nie wiedział już, czy to on się do niego zbliża, czy to światło jest coraz bliżej niego. Gdy światło uderzyło w niego takim blaskiem, że musiał zasłaniać oczy, zobaczył pięć aniołów, które otoczyły go nie wiadomo kiedy. Zauważył, że uśmiechały się do niego, jak gdyby chciały powiedzieć "nic się nie martw, wszystko jest w porządku". Nagle, światło zaczęło powoli gasnąć, a anioły zaczęły przybierać formę ludzi w zielonych maskach i czepkach na głowie. Dlaczego więc widział ich uśmiech? Każdy z otaczających go ludzi patrzył na niego z troską, a gdy fioletowa poświata gdzieś zniknęła, jedna z osób powiedziała:
- Panie Janku, słyszy mnie Pan? Wszystko jest w porządku, operacja się udała. Napędził nam Pan niezłego stracha, ale daliśmy radę.
Teraz dopiero poznał głos profesora. Już wiedział, gdzie się znajduje i co się stało. Wiedział też, że wrócił z najdłuższej podróży w swoim życiu.