Życie prywatnego detektywa nie było proste, a w takie dni jak dziś wręcz tragiczne. Ledwo zwlókł się dziś z łóżka, z potężnym bólem głowy, suchością w gardle i dziurą w pamięci wielkości Wielkiego Kanionu Kolorado. Nie pamiętał nic z wczorajszego wieczoru. Pamiętał tylko, że wcześniej śledził paru bandziorów. Pewnie go zaskoczyli w jakiejś ciemnej bramie, dali w łeb, albo co bardziej prawdopodobne, poczęstowali jakimiś psychotropowymi środkami. Tak! Wyraźnie wyczuwał ich wpływ w organizmie. Nie mógł się skupić, nie umiał sobie niczego przypomnieć, był totalnie rozbity. Zastanawiał się tylko, co mogli mu podać i w jakich ilościach. Musiało być tego sporo, bo zawsze miał mocną głowę. Na szczęście, policjanci z lokalnego posterunku, którzy go znaleźli, wysłali już jego krew do laboratorium i lada chwila miały być wyniki. Jak na zawołanie ktoś zapukał do drzwi. Wycieczka z fotela do drzwi gabinetu wydawała się podróżą na drugi koniec świata. Otworzył drzwi i zobaczył kuriera, trzymającego w ręku przesyłkę z laboratorium. Odebrał przesyłkę i zaczął ją jak najszybciej otwierać. Widział już wynik badania toksykologicznego. Badanie wykazało obecność alkoholu we krwi!!! "Wiedziałem" - rzucił do siebie w myślach. Przeraziło go natomiast pole dot. stężenia alkoholu we krwi – było ono równe ilości alkoholu znajdującego się w jednym ... piwie bezalkoholowym.